Lubię powieści, które zawierają w sobie dużo akcji – na tyle dużo, bym nie chciała odkładać ich nawet na chwilę. Miłym dodatkiem jest również silna bohaterka, która zaskakuje bezwzględnością na każdym kroku. Kiedy zatem usłyszałam o „Pakcie złodziejki”, byłam ciekawa, czy ta pozycja wyróżnia się na tle innych o bardzo zbliżonej tematyce. Nie ukrywam – moje uczucia są mieszane, bo mimo tego, iż nie oczekiwałam po tej książce wiele, a jedynie dobrej zabawy, to… były elementy, których wybaczyć nie mogę. Ari Marmell chętnie opowiedziałby czytelnikom o wspaniałych posadach i przygodach, które doprowadziły go do pisania, jednakże… te historie nie byłyby prawdą. W istocie najbardziej emocjonującymi rzeczami w jego życiu jest wkład w Dungeons&Dragons oraz inne gry RPG. „Pakt złodziejki” jest jego pierwszą książką dla młodzieży. Aktualnie mieszka z żoną i dwoma kotami w niezwykle zagraconym mieszkaniu. Potrafisz sobie wyobrazić, iż tracisz wszystko? Bezpieczny kąt, ludzi, których kochasz oraz własną tożsamość? Adrienne Satti doświadczyła tego wszystkiego – niemal równocześnie. Mimo tego nie opuściła nigdy Davillon, znając tylko to miasto i będąc z nim dziwnie związana. Znana była jako Postrzelona – szalona złodziejka. Razem ze swoim bóstwem – Olgunem – próbuje zrozumieć, co i dlaczego stało się w jej życiu dwa lata temu. Pomysł na tę powieść nie wydawał się zawierać nic, czego nie znaleźlibyśmy w innych historiach tego typu. Początkowo naprawdę „Pakt złodziejki” wypadł niezbyt atrakcyjnie, jednak po około stu stronach… autor, jakby na nowo odzyskał chęć pisania i historia Adrienne rozwinęła się w bardzo zaskakujący sposób. Dobrym fabularnie strzałem było z pewnością umieszczenie wątku religijnego, który odegrał w książce niezwykle ważną rolę. Autor w bardzo interesujący sposób poruszył temat istnienia boga wraz z jego wyznawcami, a także to, jak oddziałują oni między sobą. Ten koncept – rozważany nie tylko w tej pozycji – dodał wiele realizmu, a także napędził akcję, która początkowo nie porywała. Ponadto sama fabuła rozwijała się dość szybko – autor wymieszał w książce nie tylko motywy religijne, ale dodał również walki, złodziei i… czarną magię. Stworzył tym samym mieszankę wybuchową, która naprawdę porywała. Język Marmella jest bardzo plastyczny – tworzy rzeczywistość, która jest wyraźnie nakreślona, dzięki czemu potrafimy odtworzyć wszystkie obrazy w głowie. Nie boi się nieco krwawych opisów, a jego opisy walki naprawdę robią wrażenie, mimo iż książka nie jest porażająca objętościowo. Jego opisy są dynamiczne i dokładne, co sprawia, że każde słowo czyta się z prawdziwą przyjemnością. Moim największym zarzutem do „Paktu złodziejki” jest z pewnością chaos związany z chronologią. Autor bowiem przeplata wydarzenia – każdy rozdział otrzymuje podtytuł o czasie akcji, przez co główny wątek – poszukiwanie prawdy przez bohaterkę – bardzo się rozmywa. Skutkiem tego, iż wydarzenia dzieją się na wielu płaszczyznach, jest trudność w zapanowaniu nad bałaganem fabularnym. Zabrakło mi płynności. Bohaterowie w „Pakcie złodziejki” niestety nie są bardzo rozbudowani. Jedynie Adrienne Satti jest postacią dopieszczoną – o całej gamie emocji, której zachowanie i charakter są ściśle określone. To postać faktycznie bardzo szalona – nie waha się ryzykować i jest niezwykle uparta. Reszta bohaterów jest owiana tajemnicą, którą ciężko rozgryźć, co nie ukrywam – rozczarowuje. Miałam wrażenie, iż autor nie pozwala nam nawet rozwiązać ich sekretów. „Pakt złodziejki” to książka o naprawdę genialnym pomyśle, który wciąga od pierwszych stron. Nie spodziewałam się tak oryginalnej nici przewodniej w historii, gdzie utarte schematy miały być na porządku dziennym. Mimo mankamentów chronologicznych, warto sięgnąć po tę powieść, jeśli szukacie czegoś rozluźniającego z dobrym – naprawdę dobrym – konceptem. „Obserwowała stamtąd, bezradna, jak świat pod nią tonął w czerwieni…” Pozdrawiam /ludzka-sokowirowka.blogspot.com/