Ile ja się o tej książce nasłuchałam? Do jej popularności ostatnimi czasy przyczynił się serial, który moim skromnym zdaniem również utrzymuje poziom. Na pewno wiernie odtwarza historię, którą sprezentował nam autor – teraz przeze mnie nieziemsko ceniony – George R. R. Martin. Minęły ponad dwa tygodnie, podczas których zastanawiałam się, jak odnieść się do tej pozycji, a nadal mam z tym trudność i jedyne co na początek potrafię wykrztusić, to: „Wow… Musisz to przeczytać!”. Jeśli lubisz prawdziwą fantastykę, niesamowitą, mroczną fabułę i świetnie skonstruowane tło historii, to z całym przekonaniem polecam „Grę o tron”. O czym jednak ona opowiada? Nad Zachodnimi Krainami wciąż widnieje widmo wojen, a nowy król – niekiedy zwany Uzurpatorem – zdominowany przez rodzinę swojej żony nie ma wielkiego pola manewru. Niedawno zmarł Królewski Namiestnik i król Robert wybiera się do swojego drogiego przyjaciela, Eddara Starka, z wiadomą propozycją (w końcu w jakim innym celu przemierzałby całe państwo, prawda?). Jak Ned mógłby odmówić towarzyszowi walk, a zwłaszcza królowi? Wraz ze swoimi córkami wyjeżdża do Królewskiej Przystani, by czuwać nad tym, co ominie – moim zdaniem dość głupkowaty, ale na pewno sympatyczny – król. To, co interesującego jest w tej historii, a raczej jej konstrukcji, to brak głównego bohatera. Każdy rozdział opowiada nam historię z nowej perspektywy, które nakładają się na całą powieść, tworząc nić przewodnią. Autor w niesamowity sposób przedstawił świat, w którym rozgrywa się akcja i jego umiejętności można poznać z łatwością już po pierwszym rozdziale. Wspaniale prowadzona narracja, spójna akcja – naprawdę doceniam tego człowieka. Często w tych czasach fantastyka jest mylona z popularnym młodzieżowym nurtem – paranormal romance. Tutaj nie ma takich wątpliwości. Ta mroczna, pełna intryg historia opowiada właśnie o ciężkiej walce o władzę. Podczas czytania przeżywamy rozczarowania, smucimy się, śmiejemy i naprawdę w pewnym stopniu zżywamy się z bohaterami. W moim przypadku był to Krasnal Lannister, który swoimi sprośnymi dowcipami rozbawiał mnie do łez, wojownicza Arya Stark, która próbuje łamać stereotypy o kobietach (cóż, za sufrażystka!) oraz Daenerys – egzotycznej księżniczce, prawowitej następczyni tronu, która teraz żyje wśród dzikiego ludu Dothraków. Po Martina sięgnąć powinien każdy, kto pragnie czegoś bardziej… ambitnego. Z kolei idąc z porą roku i głównym hasłem cyklu „Pieśni Lodu i Ognia” – „Zbliża się zima” – warto sięgnąć po tę pozycję. Moim zdaniem nikt nie powinien być zawiedziony po tej lekturze, a ja z pewnością po drugą część „Starcie królów” sięgnę wkrótce. Pozdrawiam /ludzka-sokowirowka.blogspot.com/